Bohumil Hrabal powiedział kiedyś słowa, które bardzo przypadły mi do gustu: “ten świat jest opętańczo piękny, nie dlatego że taki jest, ale że ja go tak widzę”. Jak do tej pory było mi dane odwiedzić Kubę dwukrotnie. Już za pierwszym razem mnie urzekła, chociaż nie można o niej powiedzieć, że jest typową pięknością. Zaniedbane kamienice, dziurawe drogi, obdrapane elewacje, “klepane” dziesiątki razy samochody. A jednak coś w niej lubię, coś nie daje mi o niej zapomnieć. Co więcej – coś każe mi wracać. Marzę, żeby móc spędzić karnawał w Santiago de Cuba. Wiem gdzie skieruje swoje kroki następnym razem i wiem, że nie każe jej czekać długo na moje kolejne odwiedziny.
Na Kubie kult Che jest wszechobecny. Wizerunek rewolucjonisty zdobi fasady budynków w niemal każdej miejscowości. Mimo że pochodził z Argentyny, zawsze będzie kojarzony z rewolucją kubańską, po której był odpowiedzialny za reformy: rolną i edukacji, a później także pełnił rolę ministra finansów. Buntownicze nastawienie i partyzancki zew nie pozwoliły Ernestowi Che Guevarze długo piastować stanowiska. Argentyńczyk postanowił szerzyć ducha rewolucji w Kongo, a następnie w Boliwii, gdzie został pojmany i rozstrzelany przez agentów CIA. Havana.Calle Brasil, Hawana. Jedna z moich ulubionych ulic w Starej części Hawany. Na jednym końcu majestatycznie wieńczy ją Kapitol, a przeciwległy koniec, prowadzi do Plaza Vieja. Miejsca, gdzie uliczni grajkowie, animatorzy i aktorzy występują niemalże cały czas.Może Hawana nie słynie z wybitnych muzeów, ale trzeba przyznać, że tamtejsze ulice to nienazwane i nieoficjalne największe muzeum motoryzacji świata. Oprócz starych, amerykańskich poskramiaczy szos jest cała paleta kolorów i roczników Fiata 126P oraz tzw. “Coches moderno”, czyli zdezelowanych toyoty ład i lanosów. To, co wypolerowane na błysk i opatrzone emblematem znanej marki, prawie zawsze oznacza, ni mniej ni więcej, jak tylko mistrzostwo kubańskich mechaników i pasjonatów, którzy do perfekcji opanowali nadawanie nowych wcieleń swoim czterokółkim cackom.
Mam nieodparte wrażenie, że na Kubie wszystko jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. Tak dobytek, jak i wiedza. Począwszy od: pracy w przemyśle tytoniowym, uprawy ziemi, produkcji rumu a na reperowaniu samochodów skończywszy. Bardzo częsty obrazek: tata i syn grzebią przy samochodzie. Chyba nie można się dziwić, że Kubańczycy są tak dobrymi mechanikami. Santiago de Cuba.Jakieś 2 godziny jazdy (dość mocno zdezelowaną taksówką, jak widać na załączonym obrazku) od miejscowości Santa Clara jest iście rajska plaża. W wielu przewodnikach nie ma o niej ani słówka wzmianki. Spora część trasy prowadzi przez zbudowaną w latach 90. szosę, kiedy Kubańczycy zaczęli pokładać większą nadzieję w turystyce, aniżeli w trzcinie cukrowej i uprawie tytoniu. Fenomen tej drogi polega na tym, że po jednej i po drugiej stronie jest Morze Karaibskie, a przy sprzyjających warunkach można dostrzec nawet flamingi.Chyba nie byłam w żadnym kubańskim mieście, gdzie nie było by ulicy imienia Jose Marti. Wszystko ku czci jednego z największych kubańskich bohaterów, który zagrzewał do walki o wyzwolenie spod hiszpańskiego zwierzchnictwa. Baracoa.Życie Kubańczyków toczy sie na progach ich domostw. Kiedy w najgorętszej porze dnia ruch na chwile zamiera, ludzie siedzą bezczynnie i obserwują. Tylko dzieci niezmordowane upałem nie spowalniają ani na moment.
Siesta przy schodach Ojca Pico. Santiago de Cuba.Czułe sceny familijne. Spóźniłam się z naciśnięciem spustu migawki. Kilka sekund wcześniej mama składała pełen czułości i matczynej dumy pocałunek na głowie swojego syna, który mimo swojego młodego wieku, ochoczo zabierał się do wymiany koła. Santiago de Cuba.Obwoźna cukiernia. Bynajmniej nie królują tu kruche ciasteczka, a raczej poprzekładane masami biszkopty. To akurat był dość chłodny dzień i termometry nie wskazywały więcej niż 25 stopni. Hawana.Chwila przerwy, między kolejną przejażdżką a rutynowym polerowaniem. Taka taksówka w Hawanie to “kura znosząca złote jajka”.Ja osobiście pochwalam ideę robienia zakupów na Kubie. Zajęcie jest niezwykle oszczędne czasowo. Nie ma sensu iść do sklepu, bo tam i tak nie wiele jest, za to uliczni sprzedawcy owoców i warzyw, a także chleba o tych samych porach przemieszczają swoje stałe trasy, gdzie za kubańskie peso można zaopatrzyć się w to co akurat jest “na stanie”. Santa Clara.Ulice Hawany: ktoś coś sprzedaje (gazety, przekąski, stare monety), ktoś inny korzysta z dobrodziejstwa internetu (bo ten jest tylko w wyznaczonych miejscach), czasem zatrąbi rikszarz, zadzwoni uliczny sprzedawca słoneczników.
Kuba, a zwłaszcza Hawana jest jednym, wielkim plenerem fotograficznym. Ten Pan siedzi koło słynnej La Bodeguita del Medio – miejsca gdzie Hemingway lubił wpadać na mojito i wszyscy, wszędzie Wam o tym powiedzą. Obecni turyści też lubią, nie zważając na nagabywanie kelnerów z sąsednich lokali. Dlatego bywają tam tylko i wyłącznie przyjezdni. Czy to na prawdę aż taki fun znaleźć się w gronie odhaczających swoją “hawańską must see” listę? Muzyka na Kubie jest wszechobecna. Myli się ten, kto uważa, że pobrzmiewa tylko rytm salsy. Jest też trova i son. A nade wszystko setki wykonań pamiętnej Buena Vista Social Club.Współczesna mieszkanka Hawany. Mimo, że nabycie na Kubie sprzętów AGD i RTV jest potwornie drogie, telefon ma każdy nastolatek i w przeważającej większości jest to ajfon. A tymczasem w domach mieszkańców, zwłaszcza tych, którzy prowadzą Casas Particulares, non stop dzwoni telefon stacjonarny. Muszą mieć jakiś wybitnie korzystny pakiet na rozmowy krajowe…
Wiecie, ze w Hawanie odbywa się światowej sławy festiwal baletowy? Zjeżdżają się wtedy grupy artystów z całego świata, żeby zaprezentować swój sztandarowy spektakl. W tle Hawański teatr, widziany ze schodów Capitolu. Podobno do Teatru nie wolno wchodzić w japonkach, chyba, że się bardzo chce… to można. Podobno też, kiedy nie ma już biletów, jest szansa, żeby je jednak zakupić u kelnera tamtejszej kawiarni;) Co kraj to obyczaj!
Są dni, kiedy mimo słonecznej pogody, wiatr jest tak silny, że fale przedzierają się przez mur Malconu powodując orzeźwiającą bryzę.Churros!!! I lekko zniesmaczony mistrz drugiego planu;)Wszędobylskie cygaraWróżka, paznokciowa influenserka.Pani SklepikarkaPan Przechodzień. Bardzo chętny do pozowania:)A ta przemiła kubanka częstowała nas cygarami.
Na tym zdjęciu, jest mój ulubiony kubański przysmak przed obróbką. Absolutnie uwielbiam czipsy z banana z czosnkiem i pietruszką. Om nommmm nommmm! Palce lizać!Targ pietruszkowy, wersja karaibska.Plaza Vieja. Hawana.Nie byłabym sobą, gdybym nie szukała street art’u także na Kubie.Jedno z wcieleń Maleconu. Promenada ma 8 kilometrów długości i naliczyłam się aż jednego przejścia dla pieszych na całej jej długości.Kiedy morze jest spokojne, Malecon staje się rajem dla wędkarzy. Czy wspominałam już, że przez cały pobyt ryby były podstawą mojego jadłospisu. No i czipsy z banana, rzecz jasna. A po Maleconie to ja nawet biegałam!!!Jedna z plaż w Baracoa. Ponoć w tym miejscu na wyspie, Krzysztof Kolumb miał stanąć po raz pierwszy i zachwycić się tutejszą przyrodą. Ponad 5 stuleci minęło, a to miejsce nadal zachwyca.BaracoaBaracoa, moim zdaniem przyrodniczo najpiękniejsze miejsce na Wyspie. Uliczny koncert. Ta mała ze skakanką, miała taki głos, że zawojuje kiedyś muzycznym światem. Oby!!! Kubańczycy mają muzykę, rytm i świadomość ciała wpisaną głęboko w DNA.
U fryzjera. Hawana.Sam Harry Potter by się nie powstydził takiego adresu. Santiago de Cuba.